Menu

22 lipca 2016

Spacer w uzdrowisku...

Po dniu pełnym wrażeń spędzonym na urodzinach księżnej Daisy w Książu postanowiliśmy udać się do Szczawna-Zdroju, żeby pospacerować i nacieszyć oczy architekturą oraz parkową zielenią :) Byłyśmy z koleżanką pierwszy raz w tym uzdrowisku i po krótkiej chwili błądzenia w końcu zostawiłyśmy nasz pojazd koło Grand Hotel, by następnie dołączyć do reszty towarzystwa czekającego już na nas przed wejściem do Pijalni Wód. Po przywitaniu się ze wszystkimi damami i aż! dwoma dżentelmenami udaliśmy się wszyscy na zwiedzanie Zakładu Przyrodoleczniczego, Parku Zdrojowego oraz Hali Spacerowej...

Fot. R. Wyszyński

Fot. R. Wyszyński

Fot. R. Wyszyński

Fot. R. Wyszyński

Fot. R. Wyszyński

Fot. R. Wyszyński

Fot. R. Wyszyński


Z "pożyczonym dżentelmenem" :-D

Fot. R. Wyszyński
Fot. R. Wyszyński
















 






Fot. R. Wyszyński

Następnie udaliśmy się do Grand Hotel, żeby chwilę odpocząć przed udaniem się na obiad, po drodze sprawdzając w "poradni osteoporozy" jak się mają nasze kręgosłupy w gorsetach ;)


Fot. R. Wyszyński

Fot. R. Wyszyński

Fot. Justyna DM

Fot. R. Wyszyński


Na koniec kilka słów o stroju, który miałam tego dnia na sobie ;) Muszę przyznać, że nieszczególnie podobają mi stroje zwane "titanicowymi" z początku XX wieku. Przeglądając ryciny, stare zdjecia i eksponaty w muzeach znalazłam aż! dwie sukienki, które uznałam za akceptowalne. Jedną z nich była suknia dzienna z 1914 roku, którą postanowiłam się inspirować szykując się na kwietniowe warsztaty z Kajani, dzięki którym powstał mój strój :)


źródło
Fot. Justyna DM























Trochę czasu zajęło mi jego wykończenie - w zasadzie ostatnie koronki przyszywałam rano przed wyruszeniem do Szczawna-Zdroju, aczkolwiek po przespanej nocy ;) Głównym tego powodem był fakt, że ciągle nie lubię ręcznego szycia, mimo że zdecydowanie łatwiej mi się do niego teraz zmobilizować niż rok temu. A w tym przypadku trochę go było, ponieważ zarówno brzegi spódnicy jak i tuniki są podszywane ręcznie, a także wszystkie koronki, które bałabym się trochę przyszywać maszynowo ze względu na ich delikatność. Ostatecznie była to żmudne i nudne zajęcie, ale i tak najbardziej namęczyłam się z paskiem, który składa się bazy z zaprasowanymi poziomymi zakładkami, do których na przodzie zostały przymocowane dwa materiałowe łańcuszki przymocowane łańcuszkowymi guzikami :-D Uważam jednak, że efekt końcowy wart był tej męczarni ;)

Fot. Justyna DM


19 lipca 2016

Na włościach księżnej Daisy :)

Podobnie jak w zeszłym roku i tym razem zostałam zaproszona na urodziny księżnej Daisy do Zamku Książ. Z samego rana ruszyłyśmy z koleżankami obładowane klamotami - w sumie to straszne, że jadąc na jeden weekend reko zabieram więcej bagażu niż na "normalny" tygodniowy wyjazd - no ale dawniej ubiór był w końcu bardziej skomplikowany i wymagał zdecydowanie więcej warstw niż obecnie ;)

Po spokojnym dotarciu na miejsce i szykowaniu się w ekstremalnych warunkach małego pokoju wypełnionego prawie po brzegi, w końcu gotowe udałyśmy się na dziedziniec, gdzie czekała już na nas "księżna Daisy wraz z małżonkiem", z którymi następnie udaliśmy się na zwiedzanie zamku :)

Fot. J. Zych

Fot. J. Zych

Fot. J. Zych

Po krótkim odpoczynku w jednym z salonów dołączyliśmy do dam czekających już na nas przed wejściem i rozpoczął się piknik - pogoda bardzo dopisała i przyjemnie było odetchnąć chwilę na świeżym powietrzu i napić się orzeźwiającej herbaty ;)

Fot. J. Zych

Następnie udałyśmy się z księżną Daisy na spacer po Jej ogrodach, nie pomijając oczywiście ogrodów różanych, które uraczyły nasze zmysły kwieciem w pełnym rozkwicie :)

Fot. M. Długi

Fot. M. Długi

Fot. M. Długi

Fot. M. Długi

Fot. M. Długi

Fot. M. Długi

Fot. M. Długi

Fot. M. Długi

Teraz może trochę o moim stroju ;) W sumie jest to "prawie" ta sama sukienka, którą miałam rok wcześniej - prawie, bo wtedy była skończona częściowo, no i zapomniałam zabrać dodatków... Nie pałałam jeszcze wtedy sympatią do tej epoki, więc zajęło mi sporo czasu znalezienie sukni, którą chciałbym się inspirować. Wybrałam w końcu dwie suknie dzienne/popołudniowe z 1905 i 1908 roku, wykonane z białego batystu. 

źródło

źródło























Również zdecydowałam się na biały batyst bawełniany i bawełniane koronki – których, jak się okazało, dużo znalazło się w „zapasach” szyciowych mojej mamy ;) Wykrój góry sprawił mi najwięcej problemów i wymagał pomocy mojej „Guru Krawieckiej”, która przy tej okazji miała ze mnie straszny ubaw – no ale przecież śmiech to zdrowie ;) Bardzo dużo czasu zajęło mi też wszywanie na przemian warstw batystu i koronki w dolnej części spódnicy, które dodatkowo były lekko marszczone. Niestety nie udało mi się jej skończyć na tamtą imprezę, pojechałam więc w tym co skończyć się udało – był to pierwszy i zdecydowanie ostatni raz, gdy tak zrobiłam, bo czułam się źle mając świadomość czego w moim stroju brakuje, a niektóre braki wołały o pomstę do nieba :-( 

Sukienka odleżała swoje, aż w końcu zabrałam się za jej wykańczanie/przerabianie przed kolejną wizytą w Książu. Niektóre zmiany od razu rzucają się w oczy, jak na przykład koronka zasłaniająca dekolt oraz koronkowe wstawki w rękawach czy też dodatki w postaci paska, koronkowych rękawiczek i parasolki. Z rzeczy, których nie widać na pierwszy rzut oka doszedł gorset, corset cover (koszulka chroniąca gorset przed zabrudzeniem od sukni i w tym przypadku poprzez falbanki nadająca również dodatkowej objętości) oraz dodatkowa halka nadająca objętości u dołu spódnicy – tak, o zgrozo, nie miałam tych elementów wcześniej, a świadomość że powinnam je mieć była druzgocąca. No może trochę przesadzam, ale chyba każdy przyzna, że w pełnym zestawie prezentuje się o wiele lepiej ;)

Fot. Justyna DM

Fot. Justyna DM