Menu

22 stycznia 2016

Z wizytą u księżnej Daisy

Po pikniku w Pszczynie i opublikowaniu zdjęć w internecie „Krynolina” dostała zaproszenie na coroczną imprezę odbywającą się w Książu, jaką są „Urodziny Księżnej Daisy von Pless”. Z racji tego, że do Książa mam dość blisko, nie zastanawiałam się długo i wysłałam zgłoszenie. Ale tym razem postanowiłam już uszyć sobie suknię belle époque ;)

Mam naturę pedanta, więc staram się zawsze dokładnie wszystko pomierzyć, wyciąć, pozszywać i powykańczać – i niestety przez to szycie zawsze zajmuje mi dużo więcej czasu niż początkowo zakładam. Boleśnie odczułam to w przypadku tego stroju – bardzo chciałam go skończyć i w efekcie szyłam do 4 w nocy, i potem od 7 jeszcze przez ponad godzinę, ale mimo tego poświęcenia i tak nie udało mi się skończyć, jedynie prawie na tyle, żebym mogła to w ogóle ubrać. Na miejscu jeszcze koleżanka mnie ufryzowała i mogłam w końcu spokojnie przystąpić do udziału w pikniku..

Fot. Jacek Zych


Ogólnie byłam niewyspana, wymęczona i cały czas wyrzucałam sobie, że szyłam prawie całą noc, a i tak nie skończyłam i tylko niepotrzebnie czuję się jak by po mnie „walec przejechał” :( Ale z drugiej strony – jednak mogłam ubrać uszytą sukienkę – bez kilku elementów, ale zawsze :) Koleżanka zresztą miała podobnie, poza tym się spóźniłyśmy na rozpoczęcie imprezy w związku z czym nie załapałyśmy się na przejażdżkę w bryczce ani na przekąski – a byłam taka głodna! ;-\

Fot. M. Jagiellicz

Za to byłyśmy na czas, żeby załapać się na wspólne zdjęcie z prezesem Fundacji Księżnej Daisy von Pless, który zaprosił nas do Książa oraz żeby udać się na grupowe zwiedzanie zamku. Sam zamek zwiedzałam już rok wcześniej na spokojnie, więc tym razem bardziej zależało mi na posłuchaniu informacji i ciekawostek przekazywanych przez przewodnika. A najbardziej podobało mi się to, że pozwolono nam wchodzić za barierki, siadać na meblach, dotykać zastawy, być w pomieszczeniach zamkowych jak byśmy były u siebie w domu! :-D

Fot. P. Bochenek
Fot. M. Jagiellicz
Fot. P. Bochenek
Fot. P. Bochenek

Następnie udaliśmy się już sami do ogrodów zamkowych, gdzie indywidualnie lub grupowo sobie spacerowałyśmy i się fotografowałyśmy, a na koniec piknikowaliśmy trochę na trawie przed głównym wejściem do zamku :)

Fot. P. Bochenek
Fot. Jarosław Ze Fotografia

Dzień szybko upłynął i wszyscy zaczęli myśleć o obiedzie/kolacji – mam nadzieję, że nikt nie słyszał jak burczało mi w brzuchu ;) Postanowiliśmy podjechać coś zjeść do Wałbrzychu, więc rozeszliśmy się do samochodów, żeby się poprzebierać w „cywilne” ubrania i na daną godzinę spotkać się w konkretnym lokalu.. Ale nie było mi pisane zaspokojenie głodu, ponieważ samochód postanowił zastrajkować i utknęłyśmy z koleżanką same na parkingu :( Rozpoczęła się wielka akcja ratunkowa – pojawił się „rycerz na czerwonym koniu” i „rycerze końmi się opiekujący” i wspólnymi siłami niesforny samochód odpalił, ale woląc nie ryzykować jego kolejnych fochów zrezygnowałyśmy z jedzenie i udałyśmy się prosto w drogę powrotną.

Po dotarciu do domu padłam zmęczona, niewyspana, głodna i do tego z bolącą głową, ale za to z głębokim postanowieniem, że „nie będę nigdy więcej szyła na ostatnią chwilę w nocy przed imprezą!”. Ale ogólnie samą wizytę w Książu wspominam przyjemnie i cieszę się, że tam dotarłam i że mogłam ubrać się w swój wybrakowany strój – do następnej imprezy, mam nadzieję, że strój będzie już kompletny ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz