Menu

19 lipca 2016

Na włościach księżnej Daisy :)

Podobnie jak w zeszłym roku i tym razem zostałam zaproszona na urodziny księżnej Daisy do Zamku Książ. Z samego rana ruszyłyśmy z koleżankami obładowane klamotami - w sumie to straszne, że jadąc na jeden weekend reko zabieram więcej bagażu niż na "normalny" tygodniowy wyjazd - no ale dawniej ubiór był w końcu bardziej skomplikowany i wymagał zdecydowanie więcej warstw niż obecnie ;)

Po spokojnym dotarciu na miejsce i szykowaniu się w ekstremalnych warunkach małego pokoju wypełnionego prawie po brzegi, w końcu gotowe udałyśmy się na dziedziniec, gdzie czekała już na nas "księżna Daisy wraz z małżonkiem", z którymi następnie udaliśmy się na zwiedzanie zamku :)

Fot. J. Zych

Fot. J. Zych

Fot. J. Zych

Po krótkim odpoczynku w jednym z salonów dołączyliśmy do dam czekających już na nas przed wejściem i rozpoczął się piknik - pogoda bardzo dopisała i przyjemnie było odetchnąć chwilę na świeżym powietrzu i napić się orzeźwiającej herbaty ;)

Fot. J. Zych

Następnie udałyśmy się z księżną Daisy na spacer po Jej ogrodach, nie pomijając oczywiście ogrodów różanych, które uraczyły nasze zmysły kwieciem w pełnym rozkwicie :)

Fot. M. Długi

Fot. M. Długi

Fot. M. Długi

Fot. M. Długi

Fot. M. Długi

Fot. M. Długi

Fot. M. Długi

Fot. M. Długi

Teraz może trochę o moim stroju ;) W sumie jest to "prawie" ta sama sukienka, którą miałam rok wcześniej - prawie, bo wtedy była skończona częściowo, no i zapomniałam zabrać dodatków... Nie pałałam jeszcze wtedy sympatią do tej epoki, więc zajęło mi sporo czasu znalezienie sukni, którą chciałbym się inspirować. Wybrałam w końcu dwie suknie dzienne/popołudniowe z 1905 i 1908 roku, wykonane z białego batystu. 

źródło

źródło























Również zdecydowałam się na biały batyst bawełniany i bawełniane koronki – których, jak się okazało, dużo znalazło się w „zapasach” szyciowych mojej mamy ;) Wykrój góry sprawił mi najwięcej problemów i wymagał pomocy mojej „Guru Krawieckiej”, która przy tej okazji miała ze mnie straszny ubaw – no ale przecież śmiech to zdrowie ;) Bardzo dużo czasu zajęło mi też wszywanie na przemian warstw batystu i koronki w dolnej części spódnicy, które dodatkowo były lekko marszczone. Niestety nie udało mi się jej skończyć na tamtą imprezę, pojechałam więc w tym co skończyć się udało – był to pierwszy i zdecydowanie ostatni raz, gdy tak zrobiłam, bo czułam się źle mając świadomość czego w moim stroju brakuje, a niektóre braki wołały o pomstę do nieba :-( 

Sukienka odleżała swoje, aż w końcu zabrałam się za jej wykańczanie/przerabianie przed kolejną wizytą w Książu. Niektóre zmiany od razu rzucają się w oczy, jak na przykład koronka zasłaniająca dekolt oraz koronkowe wstawki w rękawach czy też dodatki w postaci paska, koronkowych rękawiczek i parasolki. Z rzeczy, których nie widać na pierwszy rzut oka doszedł gorset, corset cover (koszulka chroniąca gorset przed zabrudzeniem od sukni i w tym przypadku poprzez falbanki nadająca również dodatkowej objętości) oraz dodatkowa halka nadająca objętości u dołu spódnicy – tak, o zgrozo, nie miałam tych elementów wcześniej, a świadomość że powinnam je mieć była druzgocąca. No może trochę przesadzam, ale chyba każdy przyzna, że w pełnym zestawie prezentuje się o wiele lepiej ;)

Fot. Justyna DM

Fot. Justyna DM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz