Menu

30 października 2017

Moja średniowieczna przygoda

W zasadzie odkąd zaczęłam interesować się rekonstrukcją historyczną, marzyła mi się późnośredniowieczna suknia. Szukałam przez pewien czas kontaktu do jakichś osób, których mogłabym się poradzić, ale nie było to łatwe, aż w końcu poznałam Justynę z Drużyny Bractwa Białej Bramy, która cierpliwie znosiła moje pytania laika i pomogła mi uszyć poprawnie moją pierwszą suknię - spodnią cotte simple. Powstała ona z niebieskiego lnu, a wszystkie widoczne ściegi i obszycia dziurek zostały wykończone ręcznie – włącznie, o zgrozo, z dołem sukni! Wykrój wzorowany jest na bazie oryginału datowanego na okres od połowy do końca XIV wieku. Bielizna czyli giezło oraz odatki czyli fillet oraz chusta również zostały uszyte z lnu, a nogawiczki z surówki bawełnianej, którą miałam akurat „pod ręką” - wszystko wykończone ręcznie.


Ale niestety, żeby móc wybrać się na turniej to wciąż za mało i tu również na ratunek ruszyła mi Justyna, która użyczyła mi swoich starych butów średniowiecznych, a także paska i jałmużniczki, czyli małej torebeczki wiszącej u paska. Poratowała mnie również naczyniami, abym mogła wziąć udział w biesiadzie oraz płaszczem, czyli peleryną, która ochroniła mnie od wieczornego chłodu. I w takim oto wyposażeniu oraz towarzystwie Justyny i Anuszki mogłam w końcu ruszyć na swój pierwszy turniej średniowieczny, który miał się odbyć na Zamku w Siewierzu.

Korzystając z pięknej pogody w pierwszej kolejności - oczywiście po przywitaniu się pierwej ze znajomymi i jeszcze nieznajomymi rekonstruktorami - udałyśmy się na zwiedzanie zamkowych ruin oraz na spacer w okolicznej zieleni...






Nie zabrakło też czasu na wygłupy, bo jakże by mogło być inaczej w tak wesołym towarzystwie, ale jak by co krew się nie polała i nikomu z bohaterów poniższej scenki rodzajowej nie stałą się krzywda! ;)


Pogoda dopisała, miejsce okazało się piękne, a ludzie bardzo przyjaźni – przeżyłam wspaniały dzień, a w zasadzie to także noc, ponieważ do późna słuchałyśmy dawnych pieśni śpiewanych przy ognisku, ogrzewając się ciepłem płomieni i zawartością kubków... A ta pieśń jakoś tak szczególnie utkwiła mi w pamięci:


Oczywiście w ciągu dnia w szrankach toczyły się walki, a także odbyła się inscenizacja bitwy, ale muszę przyznać, że są to aspekty, które jednak mniej mnie pociągają w tych wydarzeniach. Zdecydowanie życie obozowe i tańce to jest to co przyciąga mnie najbardziej, a turniej tańca był i na dodatek znajomi z Drużyny Bractwa Białej Bramy zdobili w nim pierwsze miejsce – tutaj można podglądnąć jak się prezentowali w tańcu:


A na koniec trochę o samym zamku:
Historia Zamku Siewierskiego sięga początków XIV wieku, kiedy to książęta bytomscy rozpoczęli budowę murowanego zamku w stylu gotyckim, który składał się ze stołpu (wieży ostatniej obrony) oraz budynku mieszkalnego. W 1443 roku zamek wraz z całym przyległym obszarem został sprzedany ówczesnemu biskupowi krakowskiemu, by następnie pod rządami duchownych zacząć pełnić rolę administracyjnej i politycznej siedziby Księstwa Siewierskiego. Mieściły się tutaj siedziby ówczesnych urzędów: starosty, kanclerza i sędziów. W tym okresie rozpoczęto też jego rozbudowę, ponieważ biskupi krakowscy dążyli do nadania mu renesansowego wystroju oraz rezydencjonalnego charakteru. Wzmocniono również funkcje militarne budowli poprzez budowę wieży ogniowej, barbakanu i murów obronnych otoczonych fosą, a także wyposażenie go w 10 armat. Ostatnia większa przebudowa zamku miała miejsce pod koniec XVII wieku, gdy dobudowano skrzydło wschodnie i barokowy hełm na baszcie. Charakter obronno-rezydencjonalny nadany zamkowi przez kolejne przebudowy jest widoczny do dziś. Obiekt stanowi obecnie tzw. trwałą ruinę z zachowanym pełnym obwodem murów, wieżą bramną i zrekonstruowanym barbakanem. Przez ostatnie lata systematycznie prowadzono prace remontowo-konserwatorskie, które przywróciły obiektowi część dawnego uroku. Powstała między innymi platforma widokowa ze schodami w wieży bramnej zamku oraz zrekonstruowano działający drewniany most zwodzony wraz z kładką dla pieszych. Otaczają go tereny zielone, które stanowią centrum kulturalno-rozrywkowo-rekreacyjne. Organizowane są tu różne imprezy, m.in.: inscenizacja 720-lecia bitwy pod Siewierzem, coroczne Dni Ziemi Siewierskiej, Turnieje Rycerskie, koncerty itp., a poza tym zamek jest również miejscem zawierania związków małżeńskich. (źródło)


7 października 2017

Biscornu – takie „małe coś"

Kilka miesięcy temu szukając informacji o zupełnie czymś innym, przypadkiem trafiłam na biscornu i tak drążąc temat, co raz bardziej miałam ochotę zrobić sobie sama taką właśnie poduszeczkę. Oczywiście zawsze były pilniejsze sprawy, aż ostatnio się pochorowałam i do tego było akurat ponuro za oknem, postanowiłam więc przywołać pogodę, haftując ciepłymi jesiennymi kolorami kwadraty na swoje pierwsze i pewnie nie ostatnie biscornu :)


Teoretycznie słowo biscornu pochodzi z języka francuskiego i jest przymiotnikiem oznaczającym coś niekształtnego lub dziwacznego. W sumie słowo to oddaje idealnie charakter tych specyficznych poduszeczek na igły, które powstają z haftowanych kwadratów, łączonych na różne sposoby, nadające im ostatecznie mniej lub bardziej wymyślne kształty.


Akurat miałam w domu kanwę w rozmiarze 12, która została mi z prób haftu krzyżykowego (który swoją drogą kompletnie mi nie pasuje i nie planuję więcej się nim zajmować). Niestety po zszyciu całości okazało się, że nie była odpowiednia do tego celu - powinna być zdecydowanie drobniejsza, w związku z czym moje biscornu wyszło całkiem spore jak na poduszeczkę do igieł, a w zasadzie bardziej do szpilek, bo igły trzymam w swoim „średniowiecznym" igielniku. Na zdjęciach tego tak nie widać, ale w rzeczywistości ma średnicę 14 cm i zakrywa spokojnie całą dłoń. Na szczęście na użytek domowy jak najbardziej może być takich rozmiarów, tym bardziej że przy szyciu używam bardzo dużo szpilek, a nawet kiedyś usłyszałam od znajomej krawcowej, że mogłabym spokojnie używać ich o połowę mniej. No ale nie lubię fastrygowania, więc zamiast tego dokładnie szpilkuję wszystko co zszywam, więc szpilek u mnie w domu dostatek ;)


Wykonując swoje biscornu korzystałam głównie z kursu na stronie Destination Art - można tam również znaleźć mnóstwo przykładów podobnych poduszeczek w przeróżnych kształtach i formach :)

5 października 2017

Krynolinowy piknik majowy

Tradycyjnie już w ostatni weekend maja w Pszczyńskim Parku odbył się „Piknik Krynoliny”. Tegoroczne datowanie obejmowało lata 1855-1870 czyli okers pierwszej i drugiej krynoliny. „Krynolina” w krynolinach – to było wydarzenie, na którym po prostu musiałam być!

Fot. P. Kowalczyk

Stelaże do obu modeli miałam uszyte dużo wcześniej, w związku z czym pozostawało mi jedynie wybrać jaką uszyć suknię. Pierwotnie skłaniałam się bardziej ku wcześniejszej, która wydawała się prostsza do wykonania, a na nadmiar wolnego czasu do dyspozycji akurat nie narzekałam. Ostatecznie jednak zdecydowałam się prawie że na schyłek tej mody, wybierając suknię datowaną na lata 1866-67, która powstała na bazie wykroju z książki Janet Arnold „Patterns of Fashion”. Uszyłam ją z białej bawełny tkanej we wzór białej kraty oraz drukowanej we fioletowe kwiaty, a na przodzie wzdłuż zapięcia oraz wokół dekoltu i mankietów wszyłam filetową lamówkę z wszytym bawełnianym sznureczkiem (ang. piping). Pierwszy raz robiłam tego rodzaju dekorację w stroju, ale jak się okazuje nie jest to wcale trudne, tylko wymaga odrobiny zręczności i cierpliwości. Suknię wzbogaciłam również o pasek z fioletowej satyny z wstęgami w tyle oraz takowej też budki na głowę ozdobionej kremowymi sztucznymi kwiatkami. Niestety nie zdążyłam uszyć fioletowej reticuli, ale przed następną okazją cały strój będzie już w komplecie ;)

Fot. iBi Photo

Choć główną ideą spotkania było piknikowanie, to jednak nieszczególnie oddawałam się temu zajęciu. Przyniosłam koszyk z małym „co nie co” na wyznaczone miejsce spotkania, no i oczywiście koc piknikowy – zwłaszcza, że w krynolinach jeden koc wypada praktycznie na jedną siedzącą panią ;) - i jedynie co jakiś czas przysiadałam na chwilkę, żeby napić się herbaty i skubnąć ciasteczko...

Fot. P. Nalepa

Fot. A. Grynpeter

Fot. Justyna DM

Fot. M. Zawadzka-Adamiak

Fot. P. Nalepa

O tej porze roku w przypałacowym parku przepięknie kwitną rododendrony, w związku z czym większość czasu spędziłam spacerując z koleżankami i oczywiście pozując do zdjęć, tym bardziej że sympatycznych fotografów nie zabrakło. Jednego nawet porwałyśmy ze sobą na dłuższy spacer, dzięki czemu mamy piękne zdjęcia w uroczych parkowych zakątkach...

Fot. Justyna DM

Fot. Justyna DM

Fot. Anuszka

Fot. Grzegorz Siuda Photography

Fot. Grzegorz Siuda Photography

Fot. Grzegorz Siuda Photography

Dzień bardzo szybko upłynął i nagle okazało się, że zaraz impreza się kończy i wszyscy rozjadą się do swoich domów. A bardzo przyjemnie było się spotkać i porozmawiać na spokojnie ze znajomymi oraz poznać nowe osoby :) Na szczęście za rok będzie następny piknik i liczę, że pogoda będzie równie udana, a towarzystwo równie sympatyczne!